sobota, 29 listopada 2008

Godzilla

Nie ma tego złego… W tym tygodniu wykorzystywałem 2 karty obiadowe. Nową oraz zeszłotygodniową. A co, Polak potrafi, a dziewczyny stawiające krzyżyki nie patrzą na stempelek z datą :) Podwójny obiadek jest dobry o tyle, o ile nie trzeba za nim stać w dłuugiej kolejce.


Sprawdziłem w końcu wyniki pierwszej sesji, zwanego tutaj visa, mid-term exam’u. Wyniki porażające, albo poziom był niski, albo nam Erasmusom nie robią krzywdy, z najtrudniejszego zaliczenia 72%, z pozostałych 80-100%. Nie ma się co bać, trzeba się mobilizować do następnych, bo do tych prawie się nie przygotowywałem…

A w środę znowu zgubiłem czapkę :( już drugą w Turcji :/ wypadła mi ze ściśle strzeżonej kieszeni… Mam już nową, co by w uszy nie marznąć. W końcu się ochłodziło i tak już raczej zostanie. Humor popsuty podwójnie, bo przepadł mi wyjazd do Kapadocji :( Organizowany dla Erasmusów, ale tylko 37 miejsc! Liczba chętnych 2x większa. I co? Przykro im. Do d… z taką organizacją. 4 miejsca w autobusie zarezerwowane dla Turków z biura, którzy jeżdżą tam 2x rocznie! Już przebolałem i kicham na to. Zorganizuję sobie wyjazd na własną rękę, z ludźmi, którzy tak jak ja zostali na lodzie.
Co zastanawiające, grudniowy wyjazd do Stambułu też ma być tylko na jeden autokar. I tu się pojawia się jeszcze więcej wątpliwości. Ograniczenia w wyjeździe do Kapadocji tłumaczyli tym, że w zeszłym roku pojechała setka osób i ktoś miał wypadek. To czemu nie zrobią dwóch oddzielnych wyjazdów? I jaki wypadek może się nam przydarzyć w Stambule? MSN daje ciała…

Zawiedli też wykładowcy, w których pokładałem nadzieję, że mogą mi pomóc z materiałami do magisterki. Jeden zgubił książki, które nosił od 3 tygodni, a drugi przyniósł krótką prezentacje power point z danymi na temat procentowego udziału Turków o zielonych oczach... Czyżowa byłaby zachwycona.

W środę hiszpańscy studenci wydziału telewizji i komunikacji poprosili kilka osób o wzięcie udziału w ich projekcie przygotowywanym w ramach zajęć. Kręcili film o ciężkim życiu Erasmusów w Turcji… Akcja rozgrywała się w starej, rozpadającej się fabryce. Usmarowani na czarno mieliśmy ze smutnymi minami nosić cegłówki, zaganiani do pracy przez Turka z pasem =) W innych sekwencjach wychodziliśmy z pomieszczeń przypominających jamy – a mającymi być naszymi sypialniami. W wesołym miasteczku wykorzystana została klatka otaczająca trampolinę z materacami… Tam także jeden z Erasmusów stoczył przegraną walkę z Godzillą :D Godzillą byłem ja, w pełnej charakteryzacji :) Na głowie maska (nie na twarzy, na głowie! Przez co wydawałem się wyższy), do niej przyczepione coś na kształt peleryny, która spowijała całą moją sylwetkę. Kurtka wypchana 5 innymi kurtkami – klata a la Pudzian, na rękach pomalowane na zielono gumowe rękawiczki. Jako Godzilla nic nie widziałem! nie przewidziano otworów na oczy, byłem prowadzony za rękę; ustawiali mnie przodem do kamery i mówili co się będzie działo. Wykazałem trochę inicjatywy, która została entuzjastycznie przyjęta :) Zdjęcia i film z tej zabawy zamieszczę, jak tylko będą dostępne.


W czwartek Erazmusowa impreza w 222. Skusili nas informacją, że będzie pokaz tańca brzucha; nie było :( skończyło się na krótkim show folklorystycznym :] Kulminacyjny moment nastąpił w chwili, gdy jeden z kelnerów potrącił kelnerkę, a ta wylała 4 drinki na Tuğbe. Tymczasem imienowych planów brak. No chyba że... Pożyczyłem dzisiaj 3 interesujące filmy... Zawsze lepsze coś niż nic.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Najlepsze zyczenia imieninowe braciszku!