wtorek, 14 października 2008

Ankara part 3

Niedziela.

Zaczynamy w punkcie w którym skończyliśmy poprzedniego dnia. Przez Ulus kierujemy się w stronę twierdzy (Ankara Kalesi), która obejmuje historyczne wzgórze, na którym osiedlali się pierwsi osadnicy w II w p.n.e. Idąc za znakami ulegam przywidzeniu i zamiast prosto, skręcam w lewo… Idziemy więc wokół wzgórze podziwiając ruiny z jednej strony i panoramę slumsów z drugiej. Zagadnięci po drodze ludzie każą nam iść w przeciwnych kierunkach, w końcu decydujemy się zawrócić i trafiamy na właściwą drogę. Najpierw jednak wchodzimy do przypadkowego meczetu, który zostaje otworzony specjalnie dla nas. Mężczyzna opiekujący się przybytkiem zaprasza mnie do minaretu! Wszedłem do niego, nie wiedząc, gdzie się pcham; idąc w ciemności wąskimi schodami, krętym korytarzem wysokości półtora metra, w skarpetkach po kamiennych schodach… szybko uprzytomniłem sobie że to minaret,
na szczęście nie bardzo wysoki, bo miałem już pierwsze objawy klaustrofobii. Z góry widok na blaszaną kopułę meczetu i twierdzę, może nie zachwycający, ale to mój pierwszy minaret i na zawsze pozostanie w mojej pamięci :)

Wspinamy się po bardzo długich schodach do twierdzy, a właściwie murów jakie po niej zostały. Turystów tu nie za wiele, kilka kobiet sprzedaje pamiątki… Po raz kolejny podziwiamy panoramę miasta i morze czerwonych dachówek ankarskich slumsów, osiedli wśród których dominują tzw. gecekondu, prowizoryczne budynki postawione bez zezwolenia.

Blisko twierdzy znajduje się Muzeum Cywilizacji Anatolijskich, najlepsze tego typu w kraju. Bilet musi być także wyjątkowy bo kosztuje 15 lir, odstrasza nas to, tym bardziej, że nie mamy kilku godzin na podziwianie prymitywnych narzędzi etc. (zbiory są bogate, ale nie były dla nas aż tak atrakcyjne).
Ruszam na poszukiwanie Ahi Elvan Camii, wiedzie do ulica handlowa, na której niezbyt licznym turystom usiłuje się sprzedać pamiątki. Akurat tak się składa, że Gosia szuka fajki wodnej, więc dryfujemy od sklepu do sklepu.
Zanim Gosia zdecydowała się na fajkę, ja znalazłem mój meczet. Jest to tak zwany „leśny meczet”, w którym większość elementów wykonana jest z drewna. Z zewnątrz jest to niepozorny dom z przylegającym minaretem. Powstał w XV w. i był związany z zakonem derwiszy.
Z tego miejsca, wiedzeni żołądkami udajemy się w drogę powrotną… Dziewczyny przygotowują naleśniki i odprowadzają mnie do metra. Na dworcu bez problemu kupuję bilet i wracam do Eskisehir, a mój pociąg ma 50 minut opóźnienia.


Czekam na rewizytę :) Ankara zdobyta.

Ankara part 2

Dzień pod hasłem Karoliny: "tu się trafikiem nie przejmują" co najlepiej zobrazował radiowóz, przejeżdżający nam przed nosem na przejściu dla pieszych, na naszym zielonym.

Przestawiliśmy budziki z 9 na 10, dzięki czemu udało nam się wyjść z domu o 11.30. Pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie, że poszliśmy w czwórkę. Okazało się, że dziewczyny do tej pory nie zwiedziły w mieście nic poza…
Punktem pierwszym i najważniejszym – Mauzoleum Ataturka – Mauzoleum Ataturka (Anit Kabir), sanktuarium świeckiego narodu, odwiedzane rokrocznie przez setki tysięcy Turków, a ostatnio także cudzoziemców. Powstało w latach 1944-53. Główną atrakcją jest neoklasycystyczna budowla o wymiarach 72x55m i 21 m wysokości, otoczona kolumnadą. W środku zobaczyć można 40 tonowy marmurowy sarkofag Ataturka. W pomieszczeniach poniżej, na trasie zwiedzania, można zobaczyć grób Ataturka na podglądzie wideo… No właśnie, dookoła biegnie trasa, w czasie której przechodzi się pod tą monumentalną konstrukcją. Ekspozycje obejmują kolekcję prywatnych rzeczy Mustafy, jak jego szabel, piór, ubrań… Są tu dwie woskowe figury wodza, jedna ma ponoć prawdziwe ludzkie oczy (ale raczej nie samego A.); w jednej z sal jest także wypchany pies ojca narodu.
Zakaz robienia zdjęć jest przestrzegany o tyle, że gdy turysta zrobił zdjęcie telefonem komórkowym, od razu zjawił się strażnik z groźną miną i odeskortował niesfornego turystę to kolejnej sali.
Bardzo atrakcyjnie przedstawiono scenerie z bitew wojny z Grecją (1922-23), w których dowodził Ataturk (Canakkale, Izmir, Sakarya). 20m ściany pokryte obrazami w stylu matejkowskim, wzbogacone o eksponaty ustawione przed nią (druty kolczaste, karabiny, naboje) oraz o ścieżkę dźwiękową z odgłosami bitwy. W przylegających salach dużo jest popiersi i obrazów innych wojskowych.
W innej części obiektu zobaczyć można samochody, którymi poruszał się Ataturk. Z informacji przewodnikowej wynika, że jeden z nich został podarowany przez Hitlera; albo schowali samochód, albo tabliczkę, bo informacje podawały, że darczyńcą był francuski minister spraw zagranicznych. W zbiorach jest także platforma, na której wieziono trumnę zmarłego wodza.
Od placu odchodzi długa na 260m Droga Lwia, zwana tak od licznych posągów hetyckich lwów. Szybkie zwiedzenie całego Mauzoleum zajmuje ok. 2h.


Postanowiliśmy udać się do centrum miasta taksówką. Jadąc w 4 osoby koszt jest taki sam jak 2 dolmusy, którymi musielibyśmy się tak dostać. Poruszanie się po Ankarze do najprzyjemniejszych nie należy. W tym kraju jest tak dużo kurzu, pyłu i remontowanych lub budowanych ulic, że często i gęsto staje się w korku, a ponieważ cały czas jest ponad 20 stopni okno musi być otwarte.

Dojechaliśmy do wieży Atakule. Nowoczesnej budowli, wysokiej na 150m, w której na dole jest centrum handlowe, a na górze obrotowa restauracja. Aby dostać się na punkt widokowy pod restauracją, wjeżdżamy windą płatną 2,5. z Góry widok na drugie pod względem wielkości miasto w Turcji, liczące oficjalnie 4,5mln mieszkańców, położone na wzgórzach, nad rzeką Ankara. Widać też pobliskie góry.
Ankara jest stolicą od 13.10.1923 czyli właśnie świętowaliśmy 85 rocznicę. Przeszło bez echa. Na początku XX wieku liczyła 30 tys. mieszkańców. Po objęciu funkcji administracyjnych ściągnęły tu rzesze biedoty, szukające pracy i lepszego życia. Szybkie rozbudowywanie miasta stworzyło w centralnej dzielnicy Ulus slumsy, po których strach jest chodzić nocą. Ale to właśnie w tej dzielnicy znajdują się ciekawe z punktu widzenia turysty obiekty.
Do Ulus dotarliśmy dolmusem. Przewodnikowa mapa obejmuje tylko fragment miasta, ten właśnie fragment. Od momentu, gdy zobaczyliśmy pomnik Zwycięstwa (Zafir Aniti) poczułem się w swoim żywiole.
Prowadzę dziewczyny do kolumny Juliana, postawionej w IV w. na cześć cesarza, który raczył łaskawie odwiedzić miasto. Na szczycie kolumny urządziły sobie gniazdo nie niepokojone przez nikogo bociany.
pobliżu znajduje się meczet XVw. Haci Beyram, oraz ruiny świątyni Augusta i Romy. O ile do meczetu udaje nam się wejść, na teren ruin wstęp jest zagrodzony. Nie wyglądają jednak zbyt zachęcająco, być może bardziej wartościowe są wewnątrz, gdzie na ścianie wyryty jest jeden z ważniejszych dokumentów starożytności – „dokonania boskiego Augusta”, jedyne zachowane w całości dzieło Oktawiana Augusta.
Jesteśmy blisko Twierdzy, ale ściemnia się, a dziewczyny czuję się w tej dzielnicy bardzo niepewnie, wobec czego wracamy do ich domu.
Wieczorem uczą mnie grać w bodaj najpopularniejszą turecką grę: okey. Jest to odmiana remika, w której gra się kostkami. W życiu nie widziałem głupszego sposobu rozdawania klocków, nawet nie podejmę się próby opisania go… Gra mnie nie wciągnęła.
Oglądamy Psychozę Hitchcocka, na której przysypiam… Umawiamy się, że w niedzielę wyjdziemy do 10.30.