środa, 17 września 2008

monopoliści i kapitaliści

Same dobre wiadomości.

Zmarł Richard Wright z Pink Floyd.

Z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn nie zaakceptowano mi 6 ectsów za kurs w antalyi i będę musiał zrobić go tutaj jeszcze raz. może uda mi się chociaż załapać na wyższy poziom.

Prawdopodobnie będę musiał kupić nowy telefon! co jest wynikiem polityki turcji w sprawie importu sprzętu elektroniczego. aby obronić się przed zalewem tańszego sprzędu zza granicy, każdy telefon musi zostać zarejestrowany w ciągu 30 dni. liczy się data wjazdu do Turcji! o czym nikt mnie nie poinformował. dostałem smsa od operatora, że powinienem zarejestrować telefon po 32 dniach od wjazdu, miesiąc po zakupie karty sim. bardzo fair.


kolejna turecka ciekawostka - znaczki pocztowe. żeby wysłać pocztówkę z Antalyi potrzebowałem znaczek za 0,8. Annafranca znalazła miejsce gdzie mogła się o cenę znaczka targorwać! w rezultacie zapłaciła 0,2 za znaczek 0,8 - pocztówki do Włoch dotarły. W Eskisehir pracownik poczty, spytał gdzie chcę wysłać kartkę i na odpowiedź, że do Polski - dał mi znaczek za 0,5 LT. Mam nadzieję, że dojdzie. Różne ceny w różnych regionach? naprawdę kochają turystów.

poniedziałek, 15 września 2008

Goście Goście

W dalszym ciągu trwa załatwianie formalności na uniwersytecie. Wyrabianie dokumentów, wybieranie zajęć (z tym są komplikacje – z zaproponowanych wykładów w języku angielski, po odjęciu tych, które zdałem już w Polsce oraz kursu języka tureckiego na poziomie podstawowy zostały przedmioty, które w sumie są warte 21 kredytów ects. I trzeba będzie znaleźć coś z innego wydziału, np. hall dances :) - sprawa zgłoszona w international office, mam się pytać na dniach co z tym zrobią).

Podczas sjesty na trawce telefon: Annafranca z Cristiną wybrały się w podróż po Turcji i chcą przenocować w Eskisehir. Gokhan nie widzi przeszkód, więc dziewczyny mogą wpadać.
Tego dnia to ja z Eweliną i Wojtkiem mieliśmy przygotować kolację, więc doliczyłem 2 osoby ekstra i spędziłem kilka godzin na przygotowaniach.
Do stołu podaliśmy z poślizgiem, ale Turcy są tak uprzejmi, że nie mieli pretensji.

Zabrałem dziewczyny w tour po mieście, trasą, którą poprzedniego wieczoru przerabiałem z Gokhanem.
Odstąpiłem też dziewczynom łóżko i położyłem się na podłodze w śpiworze. Dzisiejszy poranek był dla mnie okropny. Problemy żołądkowe, zmęczenie = krwawienie, niewyspanie…
I jeszcze dostałem smsa od operatora, że mój telefon jest nielegalny o ile w ciągu 5 dni go nie zarejestruję.
A Internet może w końcu będzie – sygnał już jest! ale okazało się, że potrzebujemy tureckiego(!) komputera żeby skonfigurować router :/. Jak nie zadziała to pójdę do Internet cafe...
___________________________________________________


No cóż, Internetu nie było. Przełomowy okazał się poniedziałek. Znowu działam.
A na dzisiaj zapowiadają deszcz. Pierwszy w tym roku.
Bez zraszaczy byłaby tu pustynia..


przyszła burza, walnął piorun i zgasło światło. była to akurat pora gotowania, więc zaopatrzyliśmy się w świece.

a wczoraj kolację zjedliśmy na mieście. wieczorami, podczas ramadanu wszystko jest zajęte, więc niezbędna jest rezerwacja. Kiedy zamawia się zupę, przynoszą dla całego stolika, więc płaci się za liczbę osób , które przy nim siedzą, a nie za liczbę osób, które de facto zjedzą zupę (zamówiły 4 osoby a zapłaciliśmy za 6), więc lepiej jest zjeść zupę!
Odbyła się też pierwsza erazmusowa impreza, ciekawe, że zawsze się z nami wlecze gromada Turków, która obstawia dziewczyny. Pod tym względem w całej Turcji jest tak samo :)

Kampus


Pierwszy kontakt z Kampusem nastąpił drugiego wieczoru. Bramy strzegą uzbrojeni strażnicy, dopóki nie mam dokumentów wydanych przez ich rektorat, za każdy razem muszę wpisywać się na listę przy wejściu.

Kampus jest ogromny i robi niesamowite wrażenie. To prawdziwe miasto w mieście. Codziennie będzie tu ponad 30 000 osób.
W swoich granicach mieści kilkanaście wydziałów, akademiki, bibliotekę, szpital, restauracje, stołówkę*, kino, basen, kilkanaście bankomatów, pocztę… do tego jest pełen zieleni, rzeźb, fontann; jest tu ogród botaniczny, jednak wstęp do niego jest ograniczony. Są tu szkoły wszystkich szczebli, w których uczą się głównie dzieci pracowników.
Mój wydział znajduje się na samym końcu campusu, w rogu. Bliżej miałbym pewnie z drugiego wejścia, ale narzekać nie ma na co.

*Stołówka, miejsce, które będę odwiedzał 5 razy w tygodniu. Jest to miejsce, w którym podają najtańszy (dzięki dofinansowaniu) obiad na świecie – 1 LT (2zł). Forma taka sama jak w Antalyi, bierze się tackę, a pracownik nakłada po chochli wszystkiego co jest danego dnia przygotowane. Nie jest to obiad wystawny, nie zawsze wyborny, ale sycący i krzepiący.

Ostatnie dwa dni na kampusie to załatwianie formalności. Trzeba się zarejestrować, wypełnić formularze, odczekać swoje; musiałem dorobić zdjęć, ale to tutaj nie jest problemem – 8 zdjęć 7,5 LT. Szaleją z photoshopem na potęgę. Na moich wizerunkach z opalenizny nic nie zostało.

Wczoraj dołączyli pozostali współlokatorzy. Ewelina, 5. rok na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu (od roku to już Uniwersytet, ale jakoś to dziwnie brzmi) i Wojtek z Czech, studiujący filmoznawstwo czy jak to można przełożyć na Polski.
Urzędowym językiem w mieszkaniu są turecki i angielski. Polskiego staramy się unikać, chyba, że uczymy się nawzajem.
Wczoraj wieczorem obejrzałem 50 pierwszych randek z tureckim dubbingiem. Ze słuchu rozumiem tylko słowa, które znam, a nie jest ich za wiele i nie są na ogół używane (jestem polakiem, studiuję, poproszę chleb).

Klimat jest tu zdecydowanie inny niż w Antalyi. W dzień jest wprawdzie 32, jednak w nocy spada do kilkunastu.. wg prognoz nawet do 12. Powietrze jest bardzo wysuszone, co odczuwam zgodnie z moją przypadłością. Okolice miasta to niewysokie wzgórza bez drzew. Aklimatyzacja w toku.

W środę wieczorem wyszliśmy wspólnie na miasto.
Pierwszy przystanek – Świat kawy, lokal bardzo przyjemny, ale wieczorem trudno tu znaleźć miejsce. Szczęśliwie nam się udało, ścisnęliśmy się w 6 osób na 4 miejscach i zamówiliśmy turkiye kahve. Podawana w maleńkiej filiżance mocna kawa, w zestawie z małą wodą mineralną i przepyszną czekoladką – 2,5 TL.

Następnie udaliśmy się do lunaparku, niewielkiego obiektu, który nawet w Siedlcach nie zrobiłby zamieszania, ale karuzele jakie w nim mają potrafią porządnie wytrząść. A wagoniki nie wzbudzają zaufania – przy wsiadaniu oparłem się o barierkę, a ta się ułamała…

Udaliśmy się do centrum, po drodze zaglądając do miejscowych lokali w celu zapoznania się z ich ofertą. W dwóch największych klubach – Havas i 222 mają się odbywać imprezy erazmusowców, w tym najbliższa integracyjna w przyszłą środę.
Spacer po centrum polegał głównie na zaprezentowaniu przez Gokhana miejsc które warto odwiedzić. W drodze powrotnej namówił nas na spróbowanie małż, sprzedawanej przez jednego z licznych ulicznych handlarzy. Moja pierwsza w życiu małża smakowała rybą.

Po chwili wylądowaliśmy w barze, w którym Ci, którzy byli niedojedzeni zamówili tantuni. A ja zacząłem namawiać Gokhana na zjedzenie ostrej papryczki, on się zgodził pod warunkiem, że ja też zjem, a jak my jemy, to może wszyscy zjedzą? Uuu, moja była niewielka i połknąłem szybciutko unikając konsekwencji kulinarnych i tym razem z uciechą mogłem razem patrzeć jak ostra papryczka podziałała na innych :).
Wracając do domu zatrzymaliśmy się jeszcze na placu zabaw pod naszym blokiem. Bawić się na nim mogą także duże dzieci, jak my, ponieważ jest wyposażony w urządzenia gimnastyczne.
W końcu weszliśmy do naszego bloku; a następnie w 6 osób do windy zaprojektowanej dla 4. Winda obsunęła się ok. 30cm po czym z niej uciekliśmy i na 8 piętro ruszyliśmy schodami.
Na szczęście na drugi dzień winda była już sprawna.

Eskişehir

Podróż autobusem przebiegła spokojnie i bez komplikacji. Mimo ramadanu częstują herbatką. Rączki można przemyć wodą kolońską, o bardzo odświeżającym zapachu i dużej zawartości alkoholu.
Podróż trwała 6,5h. Jest to dystans niewiele dłuższy, niż z Eskişehir do Stambułu. Bilet na tej trasie kosztuje ok. 35 LT. Do Stambułu można dostać się także pociągiem. Jest sporo tańszy, ale także wolniejszy. Na razie wiem to ze słyszenia, niedługo wypróbuję w praktyce.

Gokhan z małym poślizgiem zjawił się po mnie na dworcu. Zabraliśmy się w drogę przez miasto, dworzec autobusowy jest wyrzucony na kraniec miasta. A w mieście (ponad pół miliona mieszkańców) są tylko dwie linie tramwajowe, krzyżujące się w centrum. Moje szczęście, wsiedliśmy w tramwaj bez konieczności przesiadki, obejrzałem miasto po ciemku i przez szybkę; z przystanku do naszego bloku było ok. 250m (brama wejściowa na uniwersytet 500m dalej).
Tramwaje, a w zasadzie bilety, są tu na takie samej zasadzie jak w metrze, musisz mieć bilet żeby przejść przez bramkę; przystanki są ogrodzone i nie można się na nie dostać z każdej strony.

Mieszkanie w nowym bloku, na 8 lub 9 piętrze, zależy jak będziemy numerować wysoki parter; Gokhan zapowiadał 9, windą wjeżdżamy na 8.
3 duże i jeden mały pokój. Kuchnia, łazienka i toaleta. 2 balkony. Mój pokój, wymiary ok. 3,5x5m + balkon; wyposażony jest w łóżko, biurko, fotel, przenośną ortalionową szafę i pojedynczy fragment meblościanki, plus dwa małe dywaniki. Przy ograniczonej ilości mojego bagażu w pokoju jest pustawo.
Na razie brak pralki i Internetu. Router miał być w poniedziałek i był, ale nie od razu zaczął działać. Dobijamy się pomału do firmy odpowiedzialnej za sygnał…

Po przyjeździe zostałem od razu poczęstowany typową dla miasta tantuni – bułą z mięsem kurczaka, którą konsumuje się z ostrymi papryczkami skrapiając sokiem z cytryny. Jest typowa bo kosztuje tylko 1,75 i wszędzie można ją dostać, przez co stała się podstawą studenckiego wyżywienia dla wielu osób. Nieźle. Gokhan póki co codziennie gotuje, ale do tego wrócę.

W mieszkaniu oprócz mnie i Gokhana był także Ismail – mój drugi współlokator i Guzem, kuzynka Gokhana, która teraz zaczyna studia i do momentu załatwienia miejska w akademiku będzie mieszkać z nami. Pozostali współlokatorzy mieli pojawić się we wtorek.


Relacje ze współlokatorami układają się bardzo dobrze, są bardzo gościnni, czasem aż nie wiadomo co człowiek ma ze sobą zrobić. Cała trójka przestrzega także postu, nie jedzą i nie piją od wschodu do zachodu słońca. Jak można złagodzić ten post? Wstają ok. 4 rano żeby najeść się przed świtem, po czym wracają do łóżka, wstają po 10, 11… lub kiedy muszą. W dzień jest ciężko, ale już po 19 czekają na informację w telewizji, że już można jeść. I wtedy zaczyna się ucztowanie. Jak wspomniałem Gokhan codziennie gotuje, dodam, że całkiem nieźle. Poznaję nowy wymiar tureckiej kuchni. Po kolacji, która trwa ok. godzinę ogląda się TV, film na komputerze, lub gra w Tabla (Pergamon). Nauczyli mnie drugiego wieczoru no i się wciągnąłem, prowadząc zawzięte pojedynki, głównie z Ismailem. Cały wieczór się podjada: owoce, lody, czekoladę, słodkie napoje etc. Ja wymiękam ok. 1, oni siedzą jeszcze godzinę, a o 4 i tak wstają na śniadanie. Pierwszej nocy zaczęliśmy układać puzzle – 1000 elementów, panorama Stambułu. Ponoć zabierali się za nie już dwa razy, ale nie dali rady. Do trzech razy sztuka?

Drugiego dnia przeprowadzano wielkie sprzątanie. Stary rodzinny dywan suszony na barierce balkonu spadł kilka pięter niżej i zatrzymał się na antenie satelitarnej jakiegoś sąsiada. Sąsiada miało nie być przez najbliższe 2 dni, kiedy wrócił okazało się, że uszkodzona jest część trzymająca talerz, pewnie będę z tego tytułu jakieś koszty.
Drugiego dnia objawił się także największy feler miasta. Od rana do wieczora nisko nad miastem latają wojskowe odrzutowce robiąc przy tym niemiłosierny hałas. Umówmy się, że przelatuję 6-8 razy w ciągu dnia, za każdym razem w seriach po 3-4 i trwa to kilka minut, zastępując budzik (zaczynaj o 10) i zagłuszając myśli.

Miasto za dnia także wygląda interesująco. W każdy poniedziałek, ok. 100m od naszego bloku odbywa się targ, podobny do tego w Antalyi, z tą różnicą, że jest zorganizowany wzdłuż jednej ulicy, między budynkami, a nie na placu. Jest tak rozciągnięty, że mało kto dochodzi z jednego końca na drugi. Nam się nie udało, zakupiliśmy ogromną ilość warzyw i owoców za jedyne 20 LT. Starczy tego na tydzień. Najwięcej mają tu pomidorów i papryki, które kosztują kurusze, znaczy grosze! Papryka i arbuzy schodzą tu na tony. Cały arbuz – 1LT, kg pomidorów sałatowych 0,25 LT. Papryk wybór w Polsce niespotykany. Bomba. Wczorajsze tradycyjne tureckie danie przygotowane przez gospodarza – dolma, to faszerowana ryżem z przyprawami i czymś niezidentyfikowanym papryczka.

Centralna część miasta nie ma wysokich budynków. Urozmaiceniem jest niewielka, w 100% uregulowana rzeka Porsuk, po której pływają gondole! oraz turystyczny promik. Gokhan poinformował mnie, że robione tu gondole są później eksportowane do Włoch. A ja myślałem, że Włosi biorą je z Chin ;]. Rzekę przecina kilka mostów, także wzorowanych na Weneckich.

W centrum jest też oddział citibanku, więc pożegnam 3 euro prowizji które prześladowały mnie przy każdym pobieraniu gotówki w Antalyi.

Wzdłuż linii tramwajowej, dokładnie od centrum w stronę uniwersytetu rozciąga się rozrywkowa część miasta z setką restauracji, kawiarni, pubów. Wszystko czego studenci żywot potrzebuje. Eksplorowanie tej części rozpocznie się jednak najwcześniej w październiku, po zakończeniu Ramadanu.