Podróż autobusem przebiegła spokojnie i bez komplikacji. Mimo ramadanu częstują herbatką. Rączki można przemyć wodą kolońską, o bardzo odświeżającym zapachu i dużej zawartości alkoholu.
Podróż trwała 6,5h. Jest to dystans niewiele dłuższy, niż z Eskişehir do Stambułu. Bilet na tej trasie kosztuje ok. 35 LT. Do Stambułu można dostać się także pociągiem. Jest sporo tańszy, ale także wolniejszy. Na razie wiem to ze słyszenia, niedługo wypróbuję w praktyce.
Gokhan z małym poślizgiem zjawił się po mnie na dworcu.

Zabraliśmy się w drogę przez miasto, dworzec autobusowy jest wyrzucony na kraniec miasta. A w mieście (ponad pół miliona mieszkańców) są tylko dwie linie tramwajowe, krzyżujące się w centrum. Moje szczęście, wsiedliśmy w tramwaj bez konieczności przesiadki, obejrzałem miasto po ciemku i przez szybkę; z przystanku do naszego bloku było ok. 250m (brama wejściowa na uniwersytet 500m dalej).
Tramwaje, a w zasadzie bilety, są tu na takie samej zasadzie jak w metrze, musisz mieć bilet żeby przejść przez bramkę; przystanki są ogrodzone i nie można się na nie dostać z każdej strony.
Mieszkanie w nowym bloku, na 8 lub 9 piętrze, zależy jak będziemy numerować wysoki parter; Gokhan zapowiadał 9, windą wjeżdżamy na 8.

3 duże i jeden mały pokój. Kuchnia, łazienka i toaleta. 2 balkony. Mój pokój, wymiary ok. 3,5x5m + balkon; wyposażony jest w łóżko, biurko, fotel, przenośną ortalionową szafę i pojedynczy fragment meblościanki, plus dwa małe dywaniki. Przy ograniczonej ilości mojego bagażu w pokoju jest pustawo.
Na razie brak pralki i Internetu. Router miał być w poniedziałek i był, ale nie od razu zaczął działać. Dobijamy się pomału do firmy odpowiedzialnej za sygnał…

Po przyjeździe zostałem od razu poczęstowany typową dla miasta
tantuni – bułą z mięsem kurczaka, którą konsumuje się z ostrymi papryczkami skrapiając sokiem z cytryny. Jest typowa bo kosztuje tylko 1,75 i wszędzie można ją dostać, przez co stała się podstawą studenckiego wyżywienia dla wielu osób. Nieźle. Gokhan póki co codziennie gotuje, ale do tego wrócę.
W mieszkaniu oprócz mnie i Gokhana był także Ismail – mój drugi współlokator i Guzem, kuzynka Gokhana, która teraz zaczyna studia i do momentu załatwienia miejska w akademiku będzie mieszkać z nami. Pozostali współlokatorzy mieli pojawić się we wtorek.

Relacje ze współlokatorami układają się bardzo dobrze, są bardzo gościnni, czasem aż nie wiadomo co człowiek ma ze sobą zrobić. Cała trójka przestrzega także postu, nie jedzą i nie piją od wschodu do zachodu słońca. Jak można złagodzić ten post? Wstają ok. 4 rano żeby najeść się przed świtem, po czym wracają do łóżka, wstają po 10, 11… lub kiedy muszą. W dzień jest ciężko, ale już po 19 czekają na informację w telewizji, że już można jeść. I wtedy zaczyna się ucztowanie. Jak wspomniałem Gokhan codziennie gotuje, dodam, że całkiem nieźle.

Poznaję nowy wymiar tureckiej kuchni. Po kolacji, która trwa ok. godzinę ogląda się TV, film na komputerze, lub gra w
Tabla (
Pergamon). Nauczyli mnie drugiego wieczoru no i się wciągnąłem, prowadząc zawzięte pojedynki, głównie z Ismailem. Cały wieczór się podjada: owoce, lody, czekoladę, słodkie napoje etc. Ja wymiękam ok. 1, oni siedzą jeszcze godzinę, a o 4 i tak wstają na śniadanie. Pierwszej nocy zaczęliśmy układać puzzle – 1000 elementów, panorama Stambułu.

Ponoć zabierali się za nie już dwa razy, ale nie dali rady. Do trzech razy sztuka?
Drugiego dnia przeprowadzano wielkie sprzątanie. Stary rodzinny dywan suszony na barierce balkonu spadł kilka pięter niżej i zatrzymał się na antenie satelitarnej jakiegoś sąsiada. Sąsiada miało nie być przez najbliższe 2 dni, kiedy wrócił okazało się, że uszkodzona jest część trzymająca talerz, pewnie będę z tego tytułu jakieś koszty.
Drugiego dnia objawił się także największy feler miasta. Od rana do wieczora nisko nad miastem latają wojskowe odrzutowce robiąc przy tym niemiłosierny hałas. Umówmy się, że przelatuję 6-8 razy w ciągu dnia, za każdym razem w seriach po 3-4 i trwa to kilka minut, zastępując budzik (zaczynaj o 10) i zagłuszając myśli.
Miasto za dnia także wygląda interesująco. W każdy poniedziałek, ok. 100m od naszego bloku odbywa się targ, podobny do tego w Antalyi, z tą różnicą, że jest zorganizowany wzdłuż jednej ulicy, między budynkami, a nie na placu.

Jest tak rozciągnięty, że mało kto dochodzi z jednego końca na drugi. Nam się nie udało, zakupiliśmy ogromną ilość warzyw i owoców za jedyne 20 LT. Starczy tego na tydzień. Najwięcej mają tu pomidorów i papryki, które kosztują kurusze, znaczy grosze! Papryka i arbuzy schodzą tu na tony. Cały arbuz – 1LT, kg pomidorów sałatowych 0,25 LT. Papryk wybór w Polsce niespotykany. Bomba. Wczorajsze tradycyjne tureckie danie przygotowane przez gospodarza –
dolma, to faszerowana ryżem z przyprawami i czymś niezidentyfikowanym papryczka.

Centralna część miasta nie ma wysokich budynków. Urozmaiceniem jest niewielka, w 100% uregulowana rzeka Porsuk, po której pływają gondole! oraz turystyczny promik. Gokhan poinformował mnie, że robione tu gondole są później eksportowane do Włoch. A ja myślałem, że Włosi biorą je z Chin ;]. Rzekę przecina kilka mostów, także wzorowanych na Weneckich.
W centrum jest też oddział citibanku, więc pożegnam 3 euro prowizji które prześladowały mnie przy każdym pobieraniu gotówki w Antalyi.
Wzdłuż linii tramwajowej, dokładnie od centrum w stronę uniwersytetu rozciąga się rozrywkowa część miasta z setką restauracji, kawiarni, pubów. Wszystko czego studenci żywot potrzebuje. Eksplorowanie tej części rozpocznie się jednak najwcześniej w październiku, po zakończeniu Ramadanu.