
Na początku XX wieku Antalya liczyła ok. 20 000 mieszkańców. Dziś ok. 600 000. Miasto cały czas się buduje, przyjmuje dużą liczbę imigrantów. Charakterystyczny dla centrum jest kręty przebieg wąskich uliczek i chaotyczna zabudowa. Projektowane później trasy przelotowe są szerokie (często 3 pasy) co nie oznacza, że jeździ się komfortowo. Turecki kierowca wykorzysta każdą szparę, żeby wcisnąć się między inne samochody i wyprzedzić. Znaki poziome i pionowe mają w głębokim poważaniu. Dziś pierwszy raz byłem świadkiem akcji „karetka jedzie”. Ponieważ na dwóch pasach stały już 3 samochody, to nie było się gdzie przesunąć, więc wszyscy zaczęli na czerwonym świetle wyjeżdżać na środek skrzyżowania, co wcale nie przeszkadzało tym na zielonym dalej śmigać w swoją stronę. Klaksonu używa się tu cały czas, jak dzwonka na rowerze – uwaga jadę.

A działo się to już w drodze powrotnej ze spływu. Przed 9 wyjechaliśmy do odległego o ok. 100km Selge, gdzie mieliśmy umówiony rafting. Kierowca puścił nam anglojęzyczne techno z basem tak mocnym, że nie dało się słyszeć własnych myśli. Nie mógł zmniejszyć basu, bo mu się coś w radiu zepsuło. A ja dopiero po godzinie wpadłem na to, że mogę go zagłuszyć wsadzając sobie w uszy słuchawki i puszczając muzyki z komórki…
Jechaliśmy po pięknych, krętych serpentynach, mogąc przez okno oglądać jak lipcowe pożary potraktowały lasy na zboczach gór. Na wypalone połacie zaczęło już wracać życie. Bardzo urokliwą okolicę urozmaicał przełomowy odcinek rzeki Köprülü (od niej także nazwa kanionu i Parku Narodowego).
Rafting.
Plus za infrastrukturę, wszystko przygotowane, obsługa zna podstawowe komendy po angielsku, dużo przystani, restauracji; doznania wizualne również satysfakcjonujące.
Minus – totalna masówka. Jednocześnie spływało ze 2000 osób, więc o intymności nie mogło być mowy, przez 3 godziny byliśmy otoczeni przez inne pontony.
Ani plus ani minus za samą rzekę, która w 95% była spokojna i nie dostarczająca szczególnych wrażeń, a kiedy już były spiętrzenia to wysokości może pół metra i bujało może przez 20 sekund (bardzo fajna sprawa, trzeba by kiedyś spróbować bardziej hardcorowego spływu).

Podstawową zabawą podczas spływu jest oblewanie się wodą między pontonami. Woda jest „bardzo orzeźwiająca”, nie wszystkim dziewczynom to odpowiadało. Natomiast My Mężczyźni wskoczyliśmy do tej zimniutkiej wody i bawiliśmy się jak dzieci.
Na bystrzach, w których głębokość rzeki sięgała ok. 3 metrów, nasi młodociani ‘opiekunowie’ (nasz miał max 15 lat, na pontonie innej grupki pokrzykiwał 10latek) zachęcali nas do skoków do wody (z drzewa, albo specjalnego podestu). W miejscu w którym się zatrzymaliśmy, w kolejce do drabiny stała pokaźna polska wycieczka.
Ach, i łyżka dziegciu – nie spodobało mi się, że kierowcy myją swoje busy w rzece, spłukując do niej całą chemię. Wiem, że i w Polsce tak się robi, ALE TAK BYĆ NIE POWINNO.
Najlepszy widok na spływie - zaskakujący - kozy, które stały bokiem przy ścianie wąwozu. Stojąc na bardzo wąskiej półce skalnej i nie poruszając się, z daleka wyglądały jak namalowane. Fantastyczne!
Po spływie dostaliśmy obiad – do wyboru kurczak (szaszłyk, pycha) i ryba (mocno przyprawiona, z własnej hodowli).
Po obiedzie na chwilę użyczyłem aparatu Edwardowi. Po 5 minutach oddał mi niesprawny… Zbieg okoliczności? Zepsuła się karta pamięci. Szlag trafił wszystkie zdjęcia z dzisiejszego dnia. Do nadszarpniętego wcześniej samopoczucia doszło poczucie zmęczenia… Na odwiedzonym w drodze powrotnej punkcie widokowym, honoru broniłem aparatem wbudowanym w komórkę. Będę się prosił o zdjęcia od innych, ale to już nie to samo :(
Cel do zrealizowania – karta SD!

I jeszcze ploteczki. Dla każdej zainteresowanej dziewczyny znajdzie się tutaj Turek. Chętnie zapoznają się z europejskimi dziewczynami w pubach, klubach, nawet na uniwersytecie. Nasza angielka nie pojechała z nami na wycieczkę, ponieważ nie wróciła na noc do hotelu ze swojej kolejnej randki. Nie pojechała też Francuzka, która umówiła się na rejs ze swoim adoratorem. Propozycji składanych dziewczynom było więcej. W drugą stronę to nie działa. W naszej grupie tylko jeden Włoch spiknął się z Finką, też uczestniczką kursu. Amen.