Wyruszyłem w drogę powrotną. Nastawiony bardzo optymistycznie, bez lęku i żadnych wahań. Mając w pamięci epopeję koleją w drodze do Diyarbakir, przygotowałem się mentalnie na 36 godzinną drogę do Polski.
Pakowanie trochę mi się rozwlekło. Szukanie souvenirów trwało przez cały ostatni tydzień. Następnie pojawił się problem z wagą bagażu. Ostatecznie bagaż nadawany przekraczał limit o ok pół kilograma. Liczenie setnych części kilograma zaczęło się już wcześniej.. Gdy 2 tygodnie przed wyjazdem skończyła mi się pasta do zębów, nie chciałem kupować nowej, lecz pożyczałem od Vitka (który na ostatnie dni wprowadził się do nas - w jego mieszkaniu odcięto wodę a współlokatorzy nie zostawili karty do wody.. jak dla mnie brzmi znajomo..). Na lotnisku zdecydowałem się przełożyć żeliwną kłódeczkę z walizki na plecak, bynajmniej nie, aby go zabezpieczyć, ale żeby obniżyć wagę walizki!
No ok. Zanim dotarłem do lotniska, też się trochę działo.
Wyszedłem z bloku w sam raz aby zdążyć na pociąg o 2. walizkę ciągnąłem po ulicy, żeby nie niszczyć kółeczek na kostkce chodnikowej. Po przejściu wiaduktu usłyszałem za sobą bardzo głośny huk. Jadący ok 20 metrów za mną samochód zjechał z jezdni i uderzył w barierkę ochronną.. Kierowca zdaje się wracał z imprezy.. żegnaj Eskisehir.. Pociąg oczywiście spóźnił się - pół godziny. Do Stambułu dojechał jednakże planowo - 7.30.
Cóż można począć z tak pięknie rozpoczętym dniem? Byłem umówiony z Annafranką na zwiedzanie. Bagaże miałem zostawić w przechowalni na dworcu. Miała się obudzić ok 9 i dojechać do mnie po 10. O 11 uznałem, że czekam wystarczająco długo, wobec jej milczącej komórki, wsiadłem w autobus, który miał mnie zabrać na lotnisko Sabiha. PO kwadransie zadzwoniła Annafranka, której się zaspało.. No trudno, przynajmniej nie spóźnię się na samolot.
Na lotniku udało mi się podłączyć laptopa pod jedyne gniazdko jakie udało się znaleźć. Zabijałem więc kolejne godziny oglądając 2 filmy. 6 godzin upływało powoli, bo laptop nie ma mocnych głośniczków, a Turcy są głośni! Koniec końców, wsiadłem w samolot linii easy jet i odleciałem do Londynu. W czasie lotu miałem przyjemność zobaczyć Stambuł i Londyn po zmroku z lotu ptaka. Patrząc na stolicę Wielkiej Brytanii odniosłem wrażenie, jakby był to wielki cmentarz z tysiącami zniczy.. Na szczęście wylądowaliśmy bez przeszkód, a na lotnisku czekali już na mnie Krzysiek i Monika. Samolot do Warszawy miał odlecieć o 8.30 więc na 8 godzin zostałem przygarnięty do domowego ogniska mojej siostry :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz