
22.12.2008
Poniedziałkowym popołudniem zabieramy się do Stambułu, gdzie mamy zamiar dobrze bawić się podczas świat. Wyjeżdżamy o 18.30, aby do Stambułu dotrzeć po 1. Zakwaterowani jesteśmy w Sultan Hostel, tuż za murami pałacu Topkapi. Wszyscy polscy chłopcy mieszczą się w jednym pokoju… Jest nas ośmiu! I mamy zdecydowanie najludniejszy pokój. Decydował chyba klucz etniczny… Np. Jedyny Węgier został dokwaterowany do Litwinek :]
23.12.2008

Po zdecydowanie zbyt krótkiej nocy dostajemy skromne śniadanie i po 10 wychodzimy zwiedzać. Mamy godzinne opóźnienie, które będzie się powtarzać przez cały wyjazd. Za przewodnika miał nam robić wykładowca, ale biedaczysko się rozchorował. W trybie awaryjnym sprowadzono nam mieszkankę Stambułu, bardzo sympatyczną dziewczynę, znajomą naszych tureckich organizatorów. Niestety nie miała ona doświadczenia w oprowadzaniu… Przyszła wprawdzie z książkowym przewodnikiem, ale o Meczecie Błękitnym powiedziała tylko, że ma 6 minaretów (hmm…) i zaproponowała zrobienie zdjęcia…

Po chwili okazało się, że większe wzięcie ma mój przewodnik, a wokół mnie od czasu do czasu zbierała się garstka słuchaczy, którym czytałem co zwiedzamy i dlaczego mamy się tym zachwycać :). Po krótkim pobycie w Sultanahmet Cammi przeszliśmy do Hagii Sofii.
I spełnił się mój czarny sen. Okazało się, że bilety do muzeów nie są wliczone. Co oznacza, że trzeba było przyjść tu indywidualnie! Bo teraz nasi kochani Turcy mówią nam, że kto chce może kupić bilet i ma 40 minut na obejrzenie muzeum… Bilet 20 Lira. Ponieważ przyjechałem tu głównie aby zobaczyć to miejsce, nie mam zamiaru stosować się to wytycznych. Przedłużam sobie pobyt o ok. 20 minut, po których zaczęto do mnie dzwonić i ponaglać…

Haga Sophia, w obecnym stanie trwa od VI wieku. Pierwsze świątynie powstawały w tym miejscu już 200 lat wcześniej, ale były niszczone przez pożary. Cesarz Justynian, który kazał świątynie postawić, chciał przebić pod względem artystyczno-architektonicznym świątynie Salomona w Jerozolimie. Główną atrakcją świątyni są wspaniałe mozaiki. Oglądając je, należy mieć na uwadze, że nie powstały one wcześniej niż w IX w. gdy ustał ruch ikonoklastów (ruch obrazoburczy zakazywał przedstawiania postaci ludzkich). Nad głównymi, cesarskimi wrotami widać mozaikę przedstawiającą Chrystusa, przed którym klęczy cesarz Leon VI.

Po przejściu przez nie, ukazuje się … wnętrze. Wg przewodnika jest ono wspaniałe. Trudno to jednoznacznie ocenić, ponieważ większą część zajmuje gigantyczne rusztowanie sięgające aż kopuły! (51m, co odpowiada 18 piętrom). Widok ten jest odrażający, ponieważ jednak za bilet słono zapłaciliśmy, ruszamy w obejście. Mijamy groby sułtanów, aby dotrzeć do miejsca dawnego ołtarza. Tam, pod półkopułą (trzeba zadrzeć głowę) znajduje się 5m mozaika Matki Boskiej z Dzieciątkiem (lepiej widoczna jest z galerii). W absydzie Turcy umieścili mihrab, po prawej tronie znajduje się rzeźbiony mimbar, a po lewej sułtańska loża z XVIIIw.

Obchodząc rusztowanie wodzimy wzrokiem po filarach, na których zamieszczono okrągłe tablice o średnicy 10m, na których zapisane są imiona Proroka i kalifów. Wracając w stronę cesarskich wrót, po prawej stronie ujrzymy kolejkę, stojącą do jednej kolumny. „Płacząca kolumna”, z wydrążonym przez turystów otworkiem, w którym skrapla się wilgoć, według legendy, ma mieć zbawienne działanie na choroby oczu i impotencję. Wymacana przez turystów była całkowicie sucha, więc nie wiem czy pomoże ;).

Po przejściu przez wrota skręcamy w prawo i udajemy się na galerię. Prowadzi tam coś jakby antyczny podjazd dla niepełnosprawnych. Nie są to schody, ale coś właśnie na kształt podjazdu, oczywiście wszystko jest wykonane z kamienia.

Widok z góry jest pociągający. Za marmurowymi wrotami po wschodniej stronie podziwiać można kolejno mozaiki: Deisis (dość zniszczona, ale piękna), oraz dwie mozaiki przedstawiające cesarskie pary, stojące obok błogosławiącego je Jezusa. Co ciekawe, cesarzowa Zoe, przeżywszy dwóch mężów, nakazywała zmieniać twarz postaci na mozaice :).
Po drugiej stronie galerii znajduje się ekspozycja… zdjęć z Hagii Sofii, czyli jak mogłoby wyglądać to co znajduje się przed naszymi oczami w sprzyjających okolicznościach, bez turystów i przy świetne uwydatniającym pełne kolory. Ech, zrobiłem zdjęcia porównawcze, żeby wiedzieć jak czasem robi się nas w bambuko :).
Przy wyjściu ze świątyni trzeba się raz jeszcze obejrzeć i zadrzeć główkę, aby zobaczyć ostatnią mozaikę Matki Boskiej z Dzieciatkiem na tronie (X w.)




Grupa zostaje zaciągnięta do Cysterny (Yerebatan Sarnici), którą zwiedziałem miesiąc temu. Mam więc chwilę, żeby skoczyć po kolczyki dla Madzi do naszego starego znajomego :] Sklepikarza dysponującego 59670 (w zaokrągleniu) typami kolczyków, w tym, tymi zrobiły na mnie pionujące wrażenie – kolczykami krucyfiksami.
Po połączeniu z grupą, zostajemy zaprowadzeni na wielki bazar, gdzie tym razem dokonuję poważnych zakupów. Skonsultowawszy się telefonicznie odnośnie koloru zakupuję belly dance dress, bynajmniej nie dla siebie :P.

Ponieważ bazar jest olbrzymi, a zasoby finansowe ograniczone, szybciutko uciekam do miejsca zbiórki. Po drodze pośredniczę jeszcze w zakupie fajek przez Litwińskie erazmuski. Renacie wynegocjowałem zniżkę za całusa dla sprzedawcy (w policzek, choć było ciężko), już wiem jak można podejść sprzedawców..
Przeciskając się zatłoczonymi uliczkami docieramy do Targu Egipskiego (słynącego z przypraw) i Mostu Galata.

Tam mamy zjeść balik ekmek, czyli popularną w tym miejscu kanapkę z rybą (złowioną prawdopodobnie w Bosforze, hmmm… ). Część stronnictwa polskiego buntuje się i zmienia lokal na budki sprzedające kanapki z kurczakiem :) Jestem w tej grupie… Pół godziny po ustalonym terminie grupa rusza do Topkapi Palace, a ja na drzemkę do hostelu. Idąc kawałek razem z grupą, muszę odwalić rolę pilota, bo nasi niepowtarzalni Turcy gubią się w okolicy i nie wiedzą gdzie skręcić! Swobodne zwiedzanie z października procentuje :). Ku memu zaskoczeniu, po krótkim czasie grupa pojawia się w hostelu – Topkapi czynne było do 17, Harem nawet krócej, więc zwiedzanie przełożyli na drugi dzień.

No cóż, Peszek. A może nieodpowiedzialna organizacja? Czyli innymi słowy brak organizacji, chaos, improwizorka! Nevermind.
O 19 mieliśmy wyruszyć z hostelu na świąteczną kolację w restauracji. Kierowca widocznie nie znał drogi, utknął w korkach, aby po 2h(!!!) dotrzeć do niewielkiego lokalu, w którym ledwo się zmieściliśmy. Na kolacje podano trawę. Może nie dokładnie trawę, ale może łopian, liście mlecza? Odrobinę papryki, jakieś sosy i ser. Skupiłem się na chlebie i winie (nielimitowane :]). Tak się złożyło, ze byłem jedynym Polakiem przy 10 osobowym stole.

Za towarzystwo miałem 3 Węgrów, 2 Francuzki, 4 Turków. Każdy gadał po swojemu, a ja sączyłem kolejne lampki wina. Po jakimś czasie doniesiono po jednym naleśniczku, z niezidentyfikowanym nadzieniem, a później zapiekane serowo, pieczarkowe COŚ. W międzyczasie zaproponowano loterię, w której losowaliśmy imię osoby, dla której mieliśmy kupić prezent. Kwota symboliczna: 12,34 Lira. Impreza miała się kończyć po północy, i jak się okazało, dla mnie było to w sam raz. Droga powrotna zajęła nam coś ok. 20 minut. „Trafiku nie było”, powiedzieli nasi Turcy.

Jasne, że nie było, w końcu przejeżdżaliśmy tylko dwoma mostami, a tamtą stronę 5! (biedny kierowca pozbawiony pilota…).
W naszym hostelu dyskoteka! Po kilku minutach dyskretnie wycofuję się do pokoju… Ok. 3, gdy impreza na dole została zakończona, imprezowi współlokatorzy przenieśli ją do naszego pokoju! Mało rzeczy mnie tak złości jak być obudzonym w środku nocy… Musiałem być jednak mocno zmęczony, bo usnąłem ponownie, mimo głośnej muzyki…
