
Pierwszy dzień kursu. Nie jest różowo, ale przecież nie oczekiwałem cudów. Podzielono na nas na 3 grupy, w mojej jest 9 osób. Pokazały się jeszcze dwie polskie dziewczyny z UMK (Toruń). Dostaliśmy książki dla początkujących, zajecia są prowadzone po angielsku.
Po zajęciach w 4 osoby (Annafranca, Pavel, Edward) pojechaliśmy do centrum (Kaleiҫi).
Nie czułem się komfortowo, jadąc tam pierwszy raz, nie mając mapy i nie orientując się dokładnie jak wrócić. Wystarczyć musiały optymizm i przewodnik po Turcji z planem samego centrum Antalayi.

W tutejszych autobusach nie na rozkładu jazdy! Przyjedzie to będzie. Dobrze też spytać kierowcę czy na pewno jedzie tam gdzie chcemy. Często trzeba machać, żeby autobus się zatrzymał, a ponieważ nie ma rozkładu, macha się na wszystkie…

Stare miasto.
Nie da się tego porównać. Polacy spotkani po drodze mówili, że wygląda to trochę jak Dubrownik (nie zgadzam się z tym – ujma dla Dubrownika za takie porównanie!). Jest port, klify, mała plaża.


Przewodnikową atrakcją starego miasta jest Minaret ze specyficznymi żłebieniami. W pobliżu znajduje się wieża zegarowa oraz walki za ojczyznę, oczywiście główną postacią jest Ataturk na koniu (więcej go tu niż Piłsudskiego i Jana Pawła II razem wziętych w naszej kochanej ojczyźnie!)


Udało nam się wrócić autobusem w okolice naszego hotelu, ( musieliśmy dojść kilkaset metrów). Przy szukaniu autobusu wtrącił się młody chłopak (autochton), znający trochę angielski i bardzo chcący się wykazać. Wsiadł razem z nami do autobusu, będąc chyba przekonanym, że jest ok., nie było do końca. Dopóki jechaliśmy we właściwym kierunku ciągle puszczał do nas oko. Kiedy okazało się, że autobus skręca nie tam, gdzie chcielibyśmy, po prostu wysiadł bez słowa. Moja orientacja w terenie zdała egzamin i doprowadziłem wycieczkę do hotelu.

Wypróbowaliśmy przyhotelowy basen. Ma ok. 12 m. długości przy 3 szerokości. Był pusty, więc rozkosznie się pływało, skakało, nurkowało… w asyście obserwujących nas tureckich dzieci… Chyba byliśmy dla nich atrakcją.

O 21 zdecydowaliśmy, że czas zrobić pracę domową (zadano nam kilka gramatycznych ćwiczeń). Poza tym zbliżała się burza (pięknie błyskało, właśnie tak jak lubię).
Niestety, właśnie burza przyczyniła się do tego, że nie zrobię pracy domowej.
Rozpętał się tropikalny cyklon! Od 40 minut jest prawdziwe oberwanie chmury. Straciliśmy elektryczność i siedzimy po ciemku.
Nom. I znowu będzie poślizg w relacji :]
______________________________________
22.30 the power is back :>
i przypomniało mi się jeszcze jedno. brudno tu. na ulicach cieżko uraczyć śmietnik, więc wszędzie walają się butelki po mineralkach.
a jeśli chodzi o pogodę, Philip, brytyjczyk, który ma nas uczyć na temat tureckiej kultury (ciekawe, prawda? :P mieszka tu od 10 lat, ożenił się był z turczynką; twierdzi, że on kocha Turcję bardziej niż ona) to jest najgorsza od wielu lat. wysoka wilgotość i wysoka temperatura po prostu nas niszczy. Prognozy mówią, że wilgotność ma spaść, a temperatura wzrosnąć o kolejne 10 stopni :)

1 komentarz:
Czytam codziennie z wypiekami na twarzy i muszę przyznać że da się zauważyć Twój talent literacki jak również komediowy :)
Prześlij komentarz