czwartek, 21 sierpnia 2008

Poznajcie Atatürka

Popołudniowa sesja obejmowała dzisiaj wizytę w dwóch muzeach. Postanowiliśmy więc że zjemy na mieście, niejako po drodze.
W autobusie Natalia oznajmiła, że potrzebuje zdjęć do swojego residential permit (ma bardziej pokręconą sytuację niż inni uczestnicy kursu…) więc zacząłem się rozglądać za fotografem. Wysiedliśmy zgarniając Farshada za tłumacza i dość szybko rozwiązaliśmy kwestię zdjęć. Moja uwaga skupiła się jednak na zakładzie fotograficznym.. Jak w każdym innym na ścianach wiszą zdjęcia ślubne, ale coś mi nie gra. U nas na ogół aranżuje się wnętrza, lub jedzie w jakieś ładne miejsce i tam fotografuje nowożeńców. A tutaj widzę parki wklejone w szablonowe tło, np. angielski zamek albo skałki w zatoce Antalya. I jeszcze jeden ciekawy motyw, w lustrach, lub na obrazach wiszących na ścianach wyżej wymienionego wnętrza, są Ci sami młodzi, w tej samej pozie, albo nieznacznie zmienionej. Ot szczególik, ale zrobiło to na mnie negatywne wrażenie… jak robienie zdjęć na tle tapety z palmami, która ma imitować tropiki.

Ok., ale trzeba by coś zjeść. Jestem tu już 2 tygodnie – cel – Kebab, ale czasu niewiele więc bierzemy na wynos. Farszad tym razem (pewnie z pośpiechu) nie dogadał się ze sprzedawcą. Zamiast dwóch normalnych, dostaliśmy dwa podwójne kebaby z baraniną (10 LT. Sporo, na tej samej ulicy można zjeść hamburgera od 1,5LT, za 10 już porządne danie). W kolejnym już lokalu dostaliśmy menu bez wpisanych cen. Niby są na ścianie, ale ja nie czytam (jeszcze) po turecku! No to się najedliśmy, tyle mięsa na raz jeszcze tu nie zjadłem. A właśnie, mięso. W markecie jest nawet 2x droższe niż w Polsce. W mniejszych sklepach nie sprawdzałem, ale tańsze raczej nie jest. Na szczęście chleb i owoce są znacznie tańsze, więc chcąc zaoszczędzić można się odżywiać zdrowiej :]

Muzeum Atatürka. Niewielki budynek, w którym zatrzymywał się, podczas swoich wizyt w Antalyi. Zwiedzanie obejmuje pokaz filmu z relacją z tychże wizyt. Do obejrzenia parter i piętro, kilka pokoi, szału nie ma. Ponoć nie jest to najlepsze muzeum Atatürka w Turcji (podejrzewam, że jest w każdym większym mieście).
Ale o co chodzi z tym Atatürkiem? Najprościej powiedzieć, że jest tureckim odpowiednikiem Piłsudskiego. Nawet żyli w tej samej epoce.


Skrócona historia Mustafy Kumala Paszy – Atatürka

Po przegranej pierwszej wojnie światowej, Turcja (wówczas jeszcze jako Imperium Osmańskie) została bardzo osłabiona, utraciła bardzo rozległe terytoria (Irak, Syrię, Palestynę, Arabię i Jordanię). Społeczeństwo się zagotowało. Upadł sułtanat oraz wybuchła wojna wyzwoleńcza z Grecją, zakończona pokojem w Lozannie w 1923. W wojnie tej głównym dowódcą był właśnie Mustafa Kemal. Po wojnie został on pierwszym prezydentem i przeprowadził liczne reformy m.in. szkolnictwa – wprowadzono łaciński alfabet. Dążył do zmniejszenia roli religii na funkcjonowanie państwa. Chciał uczynić z Turcji nowoczesne państwo. Wprowadził słowo ‘Turek’ do powszechnego użycia i nadał mu pozytywne znaczenie (w przeszłości miało inne powiązania semantyczne), dlatego też zyskał przydomek Atatürka, czyli ojca wszystkich Turków. Bardzo ważne jest, aby nie popełnić faux pas. Niepochlebne mówienie o nim, może prowadzić do incydentów międzynarodowych. Uwielbienie jednostki jest w jego wypadku niewyobrażalne. Nie ma on jednego pomnika w mieście, ma ich kilka, jeśli nie kilkanaście. Jego imienia są ulice, skwery, bulwary, place, szkoły, lotniska, inne budowle techniczne (m.in. największa w Turcji tama). Jest na wszystkich monetach i banknotach, znaczkach, kalendarzach.. Już boję się otworzyć lodówkę ;] Jest go więcej niż tureckich flag, które, nota bene, powiewają na każdej ulicy. Jest ich nawet więcej niż w Polsce na 3 maja.
Portret Atatürka wisi w każdej klasie.

Przenieśliśmy się do muzeum starego miasta. W dawnym chrześcijańskich kościele znajduje się teraz prywatne muzeum, w którym można zobaczyć zbiory ceramiki oraz zdjęcia i ekspozycję przedstawiające życie mieszkańców miasta na przełomie ostatnich 150 lat. Gwódź programu – klimatyzowane piętro, uff.

Godzina 17, powrót do hotelu. Przepierka, blogowanie… teraz nauka (przynajmniej dobre chęci).


Brak komentarzy: