
Poniedziałek. Zwiedzanie zaczęliśmy po 10. Przeszliśmy placem końskim, obok obelisków i fontanny cesarza Wilhelma II, pocałowaliśmy klamkę na bramie Hagi Sophii (zamknięta w poniedziałek) i przez bramę cesarską weszliśmy do Pałacu Topkapi.


Nie wiedzieć czemu, cześć pomieszczeń była zamknięta. Taras był zamknięty dlatego, że jakiś lokalny gwiazdor nagrywał na nim teledysk! Niech będzie przeklęty.
Otwarte były 4 sale skarbca w których mogliśmy obejrzeć m.in. relikwie związane z wielkimi religiami. Kiedy zobaczyłem miecz Dawida, nie byłem pewien o którego Dawida im chodzi, ale po chwili znalazłem LASKĘ MOJŻESZA!

W tym miejscu obowiązywał zakaz robienia zdjęć, a ochrona była dość nerwowa (bardziej niż później przy biżuterii, może dlatego, że autentyczności diamentów nikt nie kwestionuje?). Na wprost niezwykle trwałej laski znajdowała się ręka i głowa św. Jana, były także elementy Abrahama. Dalej były relikwie mniej znanych postaci, reprezentowane przez ich zęby, tudzież włos z brody (!).
W innych salach były szaty Mahometa, miecze sułtanów i inne pamiątki z nimi związane.
W osobnej sali zgromadzona była kolekcja wiekowej broni, od łuków, przez pięknie zdobione szlachetnymi kamieniami miecze, po broń palną.

Oprócz wyszywanych złotem dywanów i wielkiego cesarskiego łoża z baldachimem w sali audiencyjnej, mogliśmy podziwiać panoramę azjatyckiej części miasta z tarasu, położonego nad restauracją.

Zwiedzając w pośpiechu, nie mogłem się doczekać, aby dotrzeć do trzeciego największego diamentu na świecie – 86 karatowego diamentu „wytwórcy łyżek”. Znaleziony przez ubogiego rybaka, został odsprzedany jubilerowi za 3 łyżki.
Ok., jest duży :) jest też pięknie oprawiony w mniejsze diamenty, przez co sprawia wrażenie jeszcze większego.
W tej sali wystawione były także sztylety, które w rękojeściach miały olbrzymie wręcz rubiny i szmaragdy, bogato zdobiona zbroja sułtana oraz dwa 48kg złote kandelabry zdobione tysiącami małych diamentów. Świeczniki te miały dobre 1,5m wysokości, wyobraźcie sobie jak musiały wyglądać świeczki!



W drodze z bazaru do Sulejmana, wpadł mi w oko niewielki Ali Pasza Camii. Meczet był zamknięty, ale dostrzegł nas opiekun meczetu, który po kilku minutach przyszedł z kluczami i zafundował nam prywatne zwiedzanie, mieliśmy cały meczet dla siebie. Nie tak bogaty jak wielkie stambulskie świątynie, natomiast kameralny i nastrojowy. Z pięknie malowanymi sufitami i niebieskimi kafelkami z Izniku podkreślającymi jego klasę.

Do Meczetu Sulejmana było już niedaleko. Niestety przeżyliśmy kolejne rozczarowanie, meczet jest w renowacji i otwarta do zwiedzania była tylko niewielka jego cześć.
Nieoczekiwaną atrakcją okazał się położony przy murach cmentarz oraz sułtańskie grobowce, w tym sarkofag Sulejmana Wspaniałego.

Przeszliśmy dalej, w stronę mostu Galata. Przypadkiem weszliśmy na teren Kucuk çarşı, czyli małego targu, który był zdecydowanie bardziej zatłoczony od dużego! Przeciskanie się uliczkami było bezcelowe, tłum niósł jak fala, wprawdzie powoli, ale nigdzie nie pozwalał się zatrzymać. Trzymając się za ręce płynęliśmy z tłumem w stronę mostu Galata.

Między mostem a Targiem Egipskim znajduje się Meczet Nowy, mający bagatela 400 lat. Planem jest zbliżony planem do Meczetu Błękitnego, bardzo przestronny i przebogaty.

Mostem Galata przeszliśmy na drugą stronę Złotego Rogu, Tunelem wjechaliśmy na Taksim i zjedliśmy obiad w turystycznej części miasta. Wracając zahaczyliśmy jeszcze o Wieżę Galata. Następnym razem, gdy będę w tej części miasta, poszukam muzeum Adama Mickiewicza…

I znowu pojawił się problem z kartą pamięci w aparacie fotograficznym. Dopiero po powrocie stwierdziłem, że wystąpił błąd w 68 kolejnych zdjęciach wykonanych tego dnia wieczorem i następnego rano. Wielka szkoda :(
Były wśród nich zdjęcia ze sklepu z kolczykami, w którym sprzedawca miał do zaoferowania 50138 modeli kolczyków! W tym kolczyki w kształcie ukrzyżowanego Jezusa. Islamskie poczucie humoru?


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz