Piątek 26.09.2008
Dzień dla nas. Oprowadzam Magdę po uniwersytecie, mieście (odbieram swoje dokumenty; tylko legitymacji jeszcze brak). Zapisujemy się na wycieczkę w sobotę.
Gokhan i Ismail wyjeżdżają w nocy. Kończy się ramazan, zaczyna bayram. Wrócą dopiero 6 października.
Sotota 27.09.2008
Cel wycieczki – Yazılıkaya ("inscribed rock"), ruiny frygijskiego miasta, oddalone o 66km na południowy wschód od Eskisehir.

Ale po kolei Zbiórka o 9 przy bramie uniwerku. Wsiadamy w autobusy i jedziemy ok. godzinę. Zatrzymujemy się „gdzieś”. Nikt nie powiedział, gdzie dokładnie jesteśmy, czy to już, czy jeszcze nie. Byliśmy w małym miasteczku, ponad którym z jednej strony na wzgórzu, pomiędzy polami, widzieliśmy wielki półksiężyc (ułożony z białych kamieni?), z drugiej zaś strony, widzieliśmy górujący nad miastem duży meczet.

Niby stary, cześć z XII, XIII, XVI w. ale niezbyt imponujący wewnątrz. W środku trwały jakieś prace, wszędzie porozrzucane były rurki od rusztowań i styropian.
W jednym z pomieszczeń grobowiec, na którym kładzie się kamyczki i wypowiada życzenie. Jeśli nie stoczy się z pochyłej ściany grobowca, spełni się.

Puste wnętrza nie zachęcają. Panorama na najbliższą okolicę jest nieco ciekawsza.
Wracamy do autobusów. Jest duszno i sennie…
Dojeżdzamy do celu i szybko przytomnieniemy. Z jednej strony JEST ZIMNO I WIEJE, z drugiej – tu jest naprawdę nieźle!
Midas city określano nam jako małą Kapadocję, i faktycznie, odkrywamy tu tufy o fantazyjnych kształtach, które inspirować mogłyby Gaudiego. Po sąsiedzku świątynia, w zasadzie pojedyncza ściana, ale za to jaka ściana! Pokryta ornamentem 15 metrowej wysokości ściana! która powstała między 8 a 6 wiekiem przed Chrystusem.

Puścić studentów na samopas na skałki to wszędzie wlezą :P ale cóż poradzić, kiedy z góry lepszy widok.
Miałem pewne obawy (np. lęk wysokości; chociaż jakoś z nim sobie daję ostatnio radę; może z tego się wyrasta), ale kiedy zobaczyłem, ze dziewczyny dały radę…
Następnie ruszyliśmy wzdłuż skałek, odkrywając kolejne podziemne tunele. Fajna zabawa, tylko może obuwie nie do końca dostosowane. Dotarliśmy do krawędzi, po czym wróciliśmy górą. A na górze poza panoramą i księżycowym krajobrazem był jeszcze ołtarz ofiarny. Tak przynajmniej twierdził nasz turecki oprowadzacz Abidin :)

Po skałkach czas na herbatkę w domu przyjmującym turystów i powrót do Eskisehir. Trzeba się mentalnie przygotować na większy wypad – w niedzielę za cel obieramy z Magdą Stambuł. Znajomi, na których liczyłem, że pomogą znaleźć zakwaterowanie, nawalili. Wieczorem zarezerwowałem przez Internet hostel w turystycznej dzielnicy miasta.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz