Od Turków w Eskişehir, słyszałem tylko, że jest tam niebezpiecznie. Że zdarzają się zamachy na żołnierzy, policje etc. Sami nigdy tam nie byli i pytali, czemu ja chcę tam jechać. Odpowiadałem, że ja też nigdy tam nie byłem – i to jest wystarczający powód.
Kiedy na facebooku umieściłem nieopatrznie informację, że jadę do Kurdystanu, w ciągu kilku minut zostałem objechany przez dwóch Turków, ponieważ nie ma czegoś takiego. To są bandyci, którzy zabijają ludzi i nie szanują kraju; to w skrócie, pełna treść poniżej (dla zainteresowanych jaki stosunek do mniejszości kurdyjskiej prezentuje duża liczba Turków:
”firstly i dont know which stupid person told this or from where you learned this but dont say again this.I think you are not a stupid person i hope so really.Diyarbak... Więcej...ır or wherever is not fucking kurdistan coz there is no anything like kurdistan ok confused man.only there are Turkey dont forget this or I think you must real only stupid people believe TV,magazines,newpaper.Only you can see just reals with your eyes if you have real eyes.Dont be silly ok man.Take care and be healthy.”)
Propozycję podróży do Diyarbakir otrzymałem od Patryka i Emilii. Mimo prób rozszerzenia grupy, ostatecznie pojechała tylko nasza trójka. Podzieliliśmy się co prawda w kwestii dotarcia na miejsce. Dystans ponad 700km był najwygodniejszy do pokonania samolotem (z Ankary), czas podróży wynosił wówczas ok. 8h.
Wariant ekonomiczny zakładał 30h podróż pociągiem. No cóż, wszystkiego trzeba spróbować :)

Na podróż zaopatrzyłem się w solidną wałówę i dwie książki (wydrukowane e-booki).
Odjazd pociągu – piątek 2.00.
Pociąg jakim miałem jechać wyglądał inaczej niż te, którymi podróżowałem do tej pory, był w standardzie polskiego pośpiesznego z przedziałami po 8 miejsc.
Od razu okazało się, że w tego typu pociągach, ludzie nie przejmują się numeracją miejsc! Nie zostałem wpuszczony do swojego przedziału, w którym siedziało 6 osób, w tym dwie starsze panie śpiące na wolnych miejscach. Ponieważ w przedziale nie pachniało najlepiej, mieli zamknięte okno i włączone ogrzewanie, znalazłem sobie inne miejsce i miałem nadzieję, że nikt mnie z niego nie wyprosi.

Do grzejników w sklepach już się przyzwyczaiłem, ale ogrzewanie w pociągu (najczęściej z uszkodzoną regulacją) stałą się moją katorgą. Na szczęście współtowarzysze nie mieli nic przeciwko otworzeniu okna.
Jeśli o innych podróżnych chodzi, to oni się zmieniali a ja pozostawałem wierny mojemu przedziałowi :) przychodzili i odchodzili, tak jak zmieniał się krajobraz. Zgodnie z turecką tradycją dzielili się swoim zaopatrzeniem – także tradycyjnym (simity, pogca, herbata, winogrona…).
Dzień minął dość przyjemnie, przeczytałem książkę, w przedziale zrobiło się trochę luźniej i mogłem sobie nawet poleżeć.
Druga noc to już odliczanie godzin do ostatniego przystanku. Na całej trasie pociąg złapał 1.5h opóźnienia. Do Diyarbakir dotarłem w sobotę ok. 9.40.

Patryk z Emilią wyszli po mnie na dworzec. Od hotelu Kaplan, w którym się zatrzymali, dzielił nas dystans ok. 2km. Ku mej radości, hotel znajdował się już wewnątrz historycznych murów miasta – jego symbolu i największej atrakcji. Mówi się, że są drugie najdłuższe obwarowania, zaraz po Wielkim Murze Chińskim :)
W hotelu mieliśmy wspólny pokój z łazienką. Po odświeżeniu się i przebraniu, ruszyliśmy w miasto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz